sobota, 23 lipca 2016

Rozdział 5.

– Charon, ktoś o nieczystym sercu nie może używać rzeczy z tym symbolem. Nie sądzę, by go ukradła – mówi Naomi, ale w jej głosie czai się niepewność. W międzyczasie Dastan pomaga mi wstać z ziemi. – Musiała go znaleźć.
Mam ochotę skrzyczeć Charona, ale w tym momencie jest mi nawet ciężko oddychać. Bez słowa wychodzę i idę w kierunku mojej sypialni. Biorę do ręki piżamę – aktualnie moją jedyną własność. Chcę wrócić po naszyjnik, ale nie mam ochoty na spotkanie z tym...
Idę korytarzem, gdy nagle słyszę głos. Na parapecie okna po mojej prawej stronie siedzi Charon.
– Dokąd idziesz? – pyta. Jestem prawie pewna, że Naomi kazała mu tu przyjść.
– Wracam do domu.
– Nie możesz...
– Nie mów mi co mogę, a czego nie. – Zaciskam szczękę. – Nie myśl sobie, że jesteś nie wiadomo kim, bo masz jakieś moce. Tak naprawdę to nie czyni cię silniejszym, ani lepszym.  
– Nie możesz odejść – mówi twardo. – Jesteś nam potrzebna.
– Nie mam zamiaru narażać swojego życia. Ten ból... Wiem, że ty to spowodowałeś.
– Tak, masz całkowitą rację. Ja to spowodowałem.
– Dlaczego? Co ci zrobiłam, żeby tak mnie karać?
– Nie traktuj tego osobiście. – Obojętny wyraz twarzy potwierdza jego słowa. – Każdy Myśliwy ma unikatowy dar. Mój nie jest piękny, tak jak reszty. Moja specjalność to torturowanie myślami.
Więc to miał na myśli Dastan.
– To cię nie usprawiedliwia.
– Nie mam zamiaru cię przepraszać, ani się tłumaczyć. Jest mi totalnie obojętne co się z tobą stanie, ale nie chcę, żebyś takie samo zdanie miała o Naomi i Dastanie. Oni są inni.  
– Wiem to. Zło widać od razu.
– Nie jestem zły. – Patrzy mi prosto w oczy.
– Jesteś, Charon. Wiesz co? Zostanę. Chociażby po to, żeby cię denerwować. Ale najpierw wyjaśnisz mi co to za księga, o której mówiliście.
– Nie muszę tego robić.  
– Miłego szukania kluczy. – Uśmiecham się sztucznie i robię krok do przodu.
– To książka założycielki Anewy. – Cofam się. – W niej zawarto informacje, które służą między innymi otwieraniu i zamykaniu przejścia między naszym światem, a waszym. Niestety, w niepowołanych rękach stanowi dla Anewy poważne zagrożenie, czyli analogicznie dla waszego świata również. Tyle wystarczy?
– Nie możecie jej gdzieś ukryć?
– Wolelibyśmy ją zniszczyć, tak będzie bezpieczniej. Znamy nazwę miejsca, gdzie leży ta księga, ale nie wiemy gdzie to jest.
– Wiecie w ogóle cokolwiek o tych kluczach?
– Za dużo chcesz wiedzieć. Często wiedza nie jest czymś dobrym – mówi, ale widząc moją minę ustępuje. – Czasem Naomi ma wizje, podczas których coś mówi. To nie bełkot, chociaż z zewnątrz tak wygląda. Jeśli uważnie się wsłuchasz, usłyszysz wiersz. Na ich podstawie możemy znaleźć klucze.
– Ile już miała takich wizji?
– Dwie.
– Pokaż mi te wiersze.
– To nie twój biznes. Tym zajmują się Myśliwi.  
– Całe te ratowanie waszego świata to nie mój biznes, a jednak biorę w tym udział. Pokaż mi wiersze – naciskam.
Prowadzi mnie do swojego pokoju. Siadam przy niewielkim stoliku w rogu, a on wyciąga z szuflady czarny notatnik. Podaje mi go, a ja odczytuję zapiski.


Nie sięga tam niczyje oko.
Biały pokrywa ją puch.
Mierzy do nieba, bardzo wysoko.
Uważaj na każdy swój ruch.

Marszczę brwi.
– Jest tu w pobliżu coś, co ma związek ze śniegiem?
– Raczej nie, w Anewie zawsze panuje lato.

Leci, płynie, ucieka,
nie można go dogonić.
Ani to ptak, ani rzeka.
Skałę potrafi roztrwonić.

– To proste. Czas.
– Wiem. Problem w tym, że nie mam pojęcia jakie miejsce z tym powiązać.
– Może zapytajmy zegarmistrza? O ile macie tu kogoś takiego.
– Zegarmistrz...– Myśli przez chwilę. – Jest ktoś taki... Tylko trochę mu odbiło, więc nie wiem czy cokolwiek nam powie.
– Zawsze warto spróbować.

Budzi mnie uczucie, jakby strumień wody leciał po moich plecach. Zaraz, strumień wody naprawdę leci po moich plecach. Otwieram szybko oczy i widzę rozbawionego Dastana, który stoi nade mną z pustym wazonem.
– W końcu wstałaś.
– Masz dwie minuty na ucieczkę, inaczej za chwilę pozbawię cię głowy.
– Groźnie. – Rzucam w niego poduszką, ale robi unik. Wybiega z mojego pokoju głośno się śmiejąc.
Wyklinając Dastana podchodzę do szafy, z nadzieją, że będzie tam coś innego niż sukienki. Dziś idziemy szukać  klucza i chociaż nie wiem, gdzie on się znajduje, jestem przekonana, że to nie byłby odpowiedni strój.
Całe szczęście. Wyciągam czarne spodnie, kremową koszulę, a do tego skórzany gorset z grubszymi ramiączkami. Może nie wyglądam zjawiskowo, jak Naomi w swojej zbroi-sukience, ale w tym powinno mi być wygodnie. Włosy zaplatam w warkocz, a na nogi wciągam długie buty, które przypominają sztyblety[1].
Korzystając z właściwości medalionu mojej babci, wychodzę na zewnątrz, gdzie już na mnie czekają. Gdyby nie naszyjnik, w życiu nie znalazłabym wyjścia w tej plątaninie korytarzy.
– Szkoda, że nikt z was nie pomyślał, żeby pomóc mi wydostać się z tego labiryntu.
– Jakoś sobie poradziłaś – mówi Charon, nawet nie patrząc w moją stronę. Podchodzi do mnie i wręcza mi dwa sztylety.
– Zaraz, po co mi to? Przecież nie będę z nikim walczyć.
– Postaraj się chociaż wyglądać groźnie. Jeśli ktoś nas napadnie, niech myśli, że jesteś wykwalifikowaną morderczynią.
– Cóż, może jeśli ten ktoś zamknie jedno oko... Drugie też. Tak, wtedy będę wyglądać groźnie.
Biorę do ręki noże i wkładam je sobie za pasek. Mam nadzieję, że nie zrobię sobie nimi krzywdy, co w moim przypadku jest wielce prawdopodobne.
– Daleko mieszka ten zegarmistrz? – pytam Dastana, ponieważ Naomi i Charon poszli na przód. Czemu oni ciągle trzymają się razem? Czyżby byli... parą?
– Spokojnie, nie będziemy szli na piechotę – uśmiecha się chłopak.
Nie rozumiem, do czego zmierza, dopóki Charon nie gwiżdże, a z boku nie słychać rżenia koni. Kiedy zwierzęta zbliżają się, wiem, że trochę się pomyliłam. To nie są zwykłe konie. To dokładnie czwórka latających jednorożców.
Powinnam przywyknąć do magii, ale to wszystko jest takie nieprawdopodobne.
– Powiedzcie, że będziemy na nich jechać po ziemi – mówię błagalnym tonem. Śmiech Charona uświadamia mi jednak, że nie powinnam na to liczyć.
Kiedy jeden z jednorożców ląduje tuż przede mną, instynktownie robię krok do tyłu. Na zwykłych koniach jeździłam nawet często w stadninie wujka Erica, dopóki jej nie sprzedał, ale te tutaj to coś zupełnie innego.
– Nie bój się. – Nie wiem, czy Dastan kieruje te słowa do mnie, czy raczej do konia z rogiem, który również wygląda na przestraszonego. – Spokojnie, Diano. Podejdź do niego wolnym krokiem, jednocześnie wyciągając ku niemu rękę.
Postępuję wobec jego instrukcji, ale zwierzę dalej patrzy na mnie z niepokojem i cofa się.
– Postaraj się wyglądać przyjaźnie – wtrąca Charon, siedząc już na swoim jednorożcu. I kto to mówi?
Biorę głęboki wdech i przyklejając do twarzy uśmiech, staram się zbliżyć do mojego transportu. Nie mogliby wyczarować jakiegoś samochodu, albo nawet roweru? W końcu milusiński przekonuje się do mojej osoby i pozwala wejść na swój grzbiet.
Nie wiem czego się złapać, więc po prostu oplatam szyję zwierzęcia rękami i pozwalam mu galopować.
To nawet fajne uczucie.
Zaraz, cofam te słowa. Właśnie zbliżamy się do urwiska, a opcje są dwie. Albo polecę w dół, albo w górę. Mój Boże.
Zamykam oczy i czuję, jak mój jednorożec odbija się od ziemi.
Udało się, lecimy!
Wtedy czuję jak spadam. Przecinam swoim ciałem powietrze, a mój koń dziko rży, co zapewne jest moją winą, ponieważ zacisnęłam mu na szyi pętlę z rąk. Zaczynam krzyczeć jak nigdy wcześniej w swoim życiu.
Czy to właśnie taki stan jest przed śmiercią?
Czy umrę, zapamiętując dotyk powietrza i mój własny wrzask pomieszany z charczeniem jednorożca? Zapamiętując... śmiech Charona?
Mimo wszystko, nie śmiałby się, gdybym umierała.
Otwieram oczy i spostrzegam, że już dawno oddaliliśmy się od stromego urwiska, a ja lecę wysoko i wcale nie spadłam. Iluzja?
– Charon wykorzystał swoje moce wiatru, żeby wydawało ci się, że spadasz – informuje mnie Naomi, patrząc krytycznie na chłopaka, który pod nosem wciąż się uśmiecha.
Robię się czerwona i puszczam uchwyt, przez który prawie udusiłam zwierzę.
– Ha ha, to było takie zabawne – burczę. – Dlaczego musisz być taki złośliwy?
– Po prostu cię nie lubię.
Nie mam ochoty na kontynuację tej rozmowy, więc zrównuję się z Dastanem.
– Czemu Ciara nie miała ogona? Przecież jest syreną.
– Wiesz, ona jest ze szlachetnego rodu, wywodzącego się od założycieli Anewy, dlatego kiedy ci się przedstawiała, na początku dodała lady. W przeciwieństwie do innych syren, może kontrolować kiedy ma ogon, a kiedy nie. Osobiście cieszę się, że za każdym razem, kiedy ją widzę, jest w normalnej postaci.
– Ogon to jeszcze całkiem w porządku. – Śmieję się. – Wyobraź sobie, gdyby od pasa w dół była kałamarnicą.
Wykrzywia twarz w grymasie, który ma znaczyć obrzydzenie, a ja wybucham głośnym śmiechem. Charon spogląda na mnie i unosi jedną brew, a ja podnoszę brodę do góry. Ten znak ma pokazać, że nawet wymiana spojrzeń z nim jest poniżej mojej godności. Chyba łapie aluzję, ponieważ prycha lekceważąco i teraz role się odwracają. Przynajmniej w jego mniemaniu.
– Rodzina Ciary to jedyny szlachecki ród?
– Jasne, że nie. Są jeszcze trzy takie, z każdej prowincji. Wywodzą się oni od założycieli Anewy.
– Zgaduję, że cała Rada składa się z lady i lordów.
– Błąd. Tylko Ciara i Synne są szlachciankami. Dermont to dowódca anewskiego wojska, a Avis jest zwyczajnym elfem. Wszyscy zostali wybrani przez mieszkańców ich prowincji. Właściwie, większość decyzji podejmujemy poprzez głosowania.
– Synne też jest lady? – dziwię się. – Dlaczego tego nie powiedziała?
– W przeciwieństwie do Ciary, ona nie lubi się z tym tak obnosić. Uważa, że jest taka sama jak inni i za to ją cenię.
***
Na horyzoncie widać jakąś wioskę, w której większość domów ma czerwone dachy. Obstawiam, że właśnie jesteśmy w Ignis, mieście ognia.
Lądujemy, a nasze jednorożce udają się w stronę wody, zapewne by zaspokoić pragnienie oraz ochłodzić się. Ja również wyczuwam ciepło bijące od tej prowincji.
Naomi wodzi wzrokiem po domach, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Nic nie mówiąc wysuwa się na przód, a my za nią idziemy. Tę okolicę to właśnie ona zna najlepiej.
Domy prawie niczym się nie różnią, są urządzone w takim samym, skromnym stylu. Pokazuje to, że mieszkańcy Ignis nie stawiają na ozdoby, a na praktyczność. To zapewne oznacza, że feniksy są bardzo pracowite i nie mają czasu na różne przygwizdy.
W końcu dziewczyna zatrzymuje się przed dębowymi drzwiami i delikatnie puka. O ile się nie mylę, to właśnie dom zegarmistrza, o którym mówił Charon. Przez chwilę nic się nie dzieje, ale po jakimś czasie w otwartych drzwiach staje przygarbiony staruszek z rozbieganymi oczami.
Faktycznie, wygląda jak wariat.
– W czym mogę pomóc? – Jego głos jest wyraźnie zdenerwowany. Co chwilę zerka gdzieś ponad nami, jakby oczekując podstępu. W moim świecie nazywamy to manią prześladowczą.
– Szukamy... – Charon ścisza głos. – Pewnego klucza.
– Ja-jakiego klucza? Nic nie wiem o żadnym kluczu. – Jąka się.
Nagle Charon, Naomi i Dastan łapią się za ręcd i zamykają oczy, a kiedy ponownie je otwierają, okazuje się, że ich tęczówki zmieniły kolor na złoty. Wtedy staruszek uśmiecha się ze zrozumieniem i odsuwa się, wpuszczając nas do środka.
Nie wiem, co tu się dzieje, ale skoro poskutkowało, nie będę drążyć.
– Więc, gdzie ten klucz? – pyta Dastan.
– Hola, hola, nie tak prędko. Musicie zasłużyć, żeby go dostać. – Mężczyzna prowadzi nas wąskim korytarzem, aż w końcu stajemy przed malutkimi drzwiami. Nie należę do najwyższych, ale nawet ja mam problem, żeby przez nie przejść. Starzec jednak jest tak zgarbiony, że bez kłopotu wchodzi do pomieszczenia.
Jest strasznie ciemno. Dopiero, gdy odsłonięte zostają wielkie kotary, pojawia się jakiekolwiek światło.
O ile z zewnątrz domek wydawał się mały, w środku jest odwrotnie. Pokój ma z osiem metrów wysokości i jest długi jak market, w którym zaopatruje się prawie połowa mieszkańców Londynu. Jak to możliwe?
Ściany są białe, nie ma na nich żadnych ozdób, obrazów, ani zdjęć. Właściwie, całe pomieszczenie jest puste. Prawie. Na środku stoi ogromna klepsydra, do której weszłaby trójka ludzi i mieliby nawet trochę luzu. Dolna połówka częściowo wypełniona jest piachem, a na górze również znajduje się żwir, który nie wiedzieć czemu nie spada.
– Właśnie tam znajduje się to, czego szukacie – informuje nas staruszek.
– W środku? W klepsydrze? – dziwi się Naomi. – Przecież szukanie tego zajmie nam jakieś...
– A propos czasu, daję wam dwadzieścia minut, ani więcej, ani mniej. Po tym czasie klucz zostanie przeniesiony w inne miejsce.
– Przecież... Jesteśmy uprawnieni do posiadania tego klucza! 
– To ja tu ustalam zasady. – Uśmiecha się mężczyzna.
Widzę, że Dastan chce sprzeczać się ze starszym panem, dlatego postanawiam się wtrącić.
– Tracimy czas – upominam go. – Posłuchajcie, mam pomysł. Dzisiejszy wybryk Charona dał mi do myślenia. Możesz tam wejść i podmuchami wiatru przerzucać piasek, tak będzie szybciej.
– O nie. – Chłopak kręci głową. – Nie ma mowy.
– Ale to dobry plan – popiera mnie Naomi. – Zanim zrobisz to ręką, minie wieczność.
– Powiedziałem nie. – Zaciska szczękę, a jego oczy ciemnieją. Wyglądają teraz jak niebo nocą.
– Zapominasz, że nie masz wyjścia – cytuję jego słowa, kiedy uciekaliśmy przed lacertami.
Nagle chłopak znika. Co się właśnie stało? Czy to jakaś kolejna sztuczka?
Dopiero pukanie w szybę uświadamia mi, gdzie podział się Charon. Jest w środku wielkiej klepsydry.
– Naomi, ty to zrobiłaś? – pytam.
– Nie. Nawet gdybym chciała, nie wiem jak.
– Czas start – słychać głos staruszka, a następnie przerażający chichot. Jak w horrorze.
Wtedy z górnej części sypie się piasek, wprost na głowę Charona. Ale on nie reaguje. Rozgląda się z przerażeniem po ścianach szklanego więzienia. Jego nozdrza poruszają się za szybko, oddech nie jest unormowany.
Dopiero teraz dociera do mnie jak wielką idiotką jestem.
Charon ma klaustrofobię.
Odwracam się, ale Naomi nie ma tam, gdzie była. Akurat w momencie, w którym potrzebuję jej pomocy, zostawiła mnie samą.
W gruncie rzeczy powinnam się cieszyć, że w końcu spotkała go kara za wszystkie niemiłe słowa. Tylko, że wcale się nie cieszę. Ludzka krzywda nie sprawia mi radości.
– Skup się – mówię głośno. Reaguje, czyli słyszy. – Użyj swoich mocy. Najpierw zablokuj piasek lecący z góry.
Jego ręka drży, ale w końcu udaje mu się zatrzymać napływający żwirek.
– Świetnie. Teraz przerzucaj piasek na dole, a jeśli coś będzie błyszczeć, podnieś to.
Wiem, że jest mu ciężko, ale musi to zrobić. Wpakowałam go w to. Tak jak mówiłam, idzie o wiele sprawniej, niż gdyby używać do tego dłoni. Po jakimś czasie w końcu udaje mu się coś wygrzebać.
Chłopak zaciska dłoń na znalezisku i oczekuje, że właściciel domu uwolni go z pułapki. Nic takiego się jednak nie dzieje, a on znów zaczyna panikować. Rozglądam się wokół, szukając czegokolwiek, co mogłoby się przydać.
Przypominam sobie o nożach w moim pasku. Wyciągam jeden i trzonkiem uderzam o szybę. Jest gruba, dlatego rysa powstaje dopiero po kilku solidnych uderzeniach. Muszę postarać się bardziej.
W końcu szkło pęka i leci we wszystkie strony, ale na szczęście udaje mi się ominąć okaleczenia przez odłamki. Charon z trudem łapie oddech, a ja wiem, ile go to kosztowało. Nie podchodzę do niego, nie patrzę w jego stronę, unikam jakiegokolwiek kontaktu. Jest mi strasznie głupio.
– Gdzie Naomi i Dastan? – Jego głos jest cichy, a ja mam coraz większe poczucie winy.
– Nie wiem, gdzieś zniknęli.
– Tak bez słowa cię tu zostawili? – Chrząka, po czym mówi już swoim normalnym tonem. – Nie zrobili by tak.
– A jednak.
– Nie, Diano. Znam ich dłużej niż ty i wiem, że nie zostawili by cię tu bez opieki. Coś jest nie tak.
Nagle znów słychać śmiech świrniętego dziadka, który nie dochodzi z żadnego konkretnego miejsca. Po prostu jest. Patrzę zaniepokojona na Charona, a on otwiera drzwi i robi krok, po czym natychmiast spada.
– Charon! – krzyczę i trochę z ulgą, a trochę ze strachem zauważam, że trzyma się krawędzi jedną ręką. Wciągam go z powrotem.
– To chyba jakieś żarty – mówi ze złością.
– Jak mamy przez to przejść? Nie umiemy latać.
– Poprawka. – Uśmiecha się. – Ty nie umiesz.
Odbija się od ziemi i już szybuje w powietrzu. No tak, jest pegazem.
– Aha, czyli teraz zostawisz mnie tutaj samą?
– Tego nie powiedziałem. – Po tych słowach podlatuje do mnie i łapie mnie w pasie. Wciąż nie przywykłam do unoszenia się w powietrzu, dlatego mocno przywieram do jego torsu, a rękami oplatam szyję.
– Jestem za ciężka, nie dasz rady – protestuję, chociaż zdaję sobie sprawę, że to jedyne wyjście.
– Fakt, piórkiem to ty nie jesteś, ale nie ważysz znowu tak dużo. Bez problemu cię uniosę, chociaż może lepiej byłoby, gdybyś była na moich plecach.
Zatrzymuje się na środku wielkiej przepaści, a ja staram się wsiąść mu na barana, nie patrząc przy tym w dół. Ta pozycja jest dużo wygodniejsza i dla mnie, i dla niego.
Po drugiej stronie są kolejne drzwi, jakby utkwione w niebie. Ta sytuacja coraz mniej mi się podoba.



[1] Sztyblety – buty do jazdy konnej. 

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 4.

– Będziesz spała tutaj. – Naomi pokazuje mi dębowe drzwi, a potem otwiera je i puszcza mnie przodem. – Poprosiłam, żeby przygotowano ci jakiś strój na zmianę, a także na naszą późniejszą wyprawę. Gdybyś miała jakieś pytania, wyjdź na korytarz i spytaj o mnie. Ktoś na pewno wskaże ci drogę.
– Dziękuję – mówię i uśmiecham się. Naprawdę jestem jej wdzięczna. Nie tylko za przygotowanie pokoju, ale także za to, że wstawiła się za mną na spotkaniu Rady.
Już od samego początku wiedziałam, że na mój widok nie będzie fajerwerków, ani ciepłych uśmiechów. Zgadłam mniej więcej w połowie. Dastan zaprowadził mnie do wielkiej sali z okrągłym stołem. Stało przy nim siedem krzeseł, a potem dostawiono jeszcze jedno, ale jak dla mnie to był wyraźny sygnał, że nie należę do ich świata.
Potem do pomieszczenia weszły cztery osoby.
Na przodzie szedł mężczyzna z surowym wyrazem twarzy, ubrany w błyszczącą zbroję. Czarne włosy zakrywały mu twarz, ale doskonale widziałam szramę, która ciągnęła się od lewego oka, aż do skroni. Stanął przede mną i przekrzywił głowę. Jego wyraz twarzy mówił wyraźnie, że niezbyt podoba mu się moja obecność tutaj.
Mogę ci przybić piątkę. Ja też nie jestem zachwycona.” pomyślałam.
– Dermont Cler – przedstawił się, a następnie zajął miejsce przy stole. – Ignis.
Zaraz za nim kroczyła dumna kobieta z lśniącymi blond włosami. Na głowie miała coś w rodzaju diademu, tyle, że wykonanego z muszelek. Spojrzałam na Dastana. Krzywa mina oznaczała jedno. Syrena.
– Lady Ciara Vess. Przedstawicielka Oceanii.
Druga połowa Rady wydała mi się znacznie bardziej przyjazna.
Postawny, niebieskowłosy mężczyzna z uśmiechem wszedł do sali. Bardzo przypominał mi Dastana, przynajmniej zachowaniem.
– Avis Evonlitt, Viridum. – Skłonił mi się, co bardzo mnie zdziwiło. Jego poprzednicy wyraźnie pokazali mi swoją wyższość, tymczasem on odniósł się do mnie z szacunkiem. Najwyraźniej Viridum to najbardziej przyjazna prowincja w Anewie.
Ostatnia osoba dosłownie wleciała do pomieszczenia. Unosiła się kilka metrów nad ziemią. Zarówno jasnobrązowe włosy do pasa, jak i bladoniebieską suknię rozwiał wiatr. Z początku pomyślałam, że ominie mnie i usiądzie od razu przy stole. Okazało się, że nie.
– Synne Windon. Reprezentantka Aeris. – Wylądowała tuż przede mną, skinęła głową i szeroko się uśmiechnęła. – Jak ci się podoba Anewa?
– Jest... piękna, ale póki co widziałam tylko Centrum. Chociaż też tylko częściowo.
– Wpadnij kiedyś do Aeris. Gwarantuję ci, że będziesz zachwycona.
Właściwie nie powiedziano mi w jakim celu się tam zgromadziliśmy. Siedziałam, wsłuchując się w ich dyskusje i nie odzywałam się, póki nie zaczęto mówić o mnie.
– Wszystko rozumiem, księga jest ważna. Ale po co nam ona? – zapytał Dermont, wskazując na mnie. – Człowiek w Anewie? To niedorzeczne!
– Zgadzam się. Od wieków wasi przodkowie pilnowali, żeby nikt niechciany się tu nie dostał. A wy? Wy zrobiliście zupełnie odwrotnie – głos zabrała Ciara.
– Owszem, pilnujemy, żeby ludzie nie wchodzili do Anewy. Ale pilnujemy także jej bezpieczeństwa, a dzieje się coś naprawdę złego. Diana jest nam potrzebna. Ma coś, bez czego nie damy sobie rady. Widziałam to.
– W takim razie, co to jest?
– Nie wiem. – Dziewczyna zmieszała się. – Widziałam tylko jak pomaga nam odnaleźć księgę.
– Naomi, nie wątpimy w twój dar, ale... Czy przypadkiem czegoś nie przekręciłaś? Do czego ona może być nam potrzebna? Tylko na nią spójrz.
W tym momencie nie wytrzymałam. Wstałam, oparłam ręce na stół i popatrzyłam Ciarze i Dermontowi w oczy. Charon rzucił mi zdziwione spojrzenie.
– Słuchaj, ogromna rybo, która nie wiedzieć czemu nie ma ogona i feniksie, czy inna glisto. Ja też nie jestem zachwycona całą tą sytuacją, ale fakt, że jestem człowiekiem nie czyni mnie w żadnym stopniu gorszą od was.
Oburzona twarz Ciary nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Nigdy nie byłam zuchwała, zwłaszcza w stosunku do starszych ode mnie, ale cała ta sytuacja wprawiła mnie w złość. Nikt nie ma prawa mnie obrażać. 
– Dziewczyna dobrze mówi – poparł mnie Avis, a Synne skinęła głową. – Jeśli Myśliwi mówią, że nam się przyda, ja w to wierzę.
– Czy wam się to podoba, czy nie, Diana zostaje z nami. Potem zabieramy ją na wyprawę – oznajmiła Naomi, uśmiechając się do mnie. Widać ucieszył ją fakt, że postawiłam się dwóm bez wątpienia najbardziej wpływowym ludziom w Anewie.
Wtedy w towarzystwie czerwonowłosej wyszłam z sali.
Teraz siedzę tutaj, rozglądając się po ścianach mojej tymczasowej sypialni.
Całe spotkanie miałam wrażenie, że Synne charakterem przypomina mi kogoś z mojego otoczenia. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że jest niesamowicie podobna do mojej mamy.
Właśnie, mama!
Przecież zniknęłam w nocy, a ona na pewno się martwi. Dodatkowo nie zastanie w łóżkach naszych gości, więc pomyśli, że zostałam porwana.
Częściowo to nawet prawda.
Podchodzę do drewnianej toaletki i po kolei otwieram jej szuflady. W końcu w jednej z nich znajduję papier, kałamarz i... pióro? W życiu nic tym nie napiszę.
Po kilku próbach w końcu udaje mi się oswoić z tym dziwnym przyrządem do pisania. Mam nadzieję, że w tych koślawych literach mama rozpozna moje pismo.



Kochana mamo!
Dostałam bardzo ważny telefon z Londynu. Rano złapałam stopa i już jestem w moim starym mieszkaniu. Muszę załatwić kilka spraw, ale nie martw się. Niedługo wrócę. Wiem, że się nie pożegnałam, ale to nie potrwa długo. Pewne osoby potrzebują teraz mojej pomocy, a przecież zawsze uczyłaś mnie, że trzeba pomagać. Nie martw się.
Całusy,
Diana.

Po chwili dociera do mnie jednak, że nie znam sposobu, aby wysłać mamie list. Zaraz, przecież jestem w kraju, gdzie magia jest na porządku dziennym. Chcę wstać i iść do Naomi, żeby poprosić o pomoc, ale przypominam sobie o jednym. Wciąż jestem w piżamie.
Spoglądam na łóżko. Leży na nim kremowa sukienka, która sięga mi mniej więcej do kostek. Ramiączka są bardzo cienkie, a ja nie znoszę mieć odkrytych ramion. Tylko, że w obecnej sytuacji nie mam raczej wyboru.
Wkładam na siebie strój i upinam górną część włosów. Reszta blond pasm opada mi falami na plecy.   
Wychodzę na korytarz, ale nikogo na nim nie ma. Świetnie, jak teraz mam odnaleźć Naomi?
Błądzę po holu, oglądając obrazy i rycerskie zbroje. Czy nikt nigdy tędy nie przechodzi?
– Gdzie może być sypialnia Naomi? – szepczę sama do siebie.
Wtedy czuję lekką wibrację na mostku. Spoglądam ze zdziwieniem na mój medalion, który drży. Co się dzieje? Otwieram naszyjnik, a wtedy zdumiona spostrzegam, że strzałka zmieniła swój kierunek. Wskazuje teraz na schody, które znajdują się przede mną.
Idę w tamtą stronę, a kiedy już jestem na piętrze wyżej, strzałka ponowie obraca się. Wedle instrukcji idę do przodu, a potem skręcam w prawo. Stoję teraz przed drzwiami, za którymi może znajdować się tak naprawdę wszystko.
Pukam. Po chwili w progu stoi Naomi, która nie ma już na sobie ludzkiego ubrania. Teraz wygląda bardziej jak wojowniczka. Ubrana jest w skórzaną sukienkę do połowy uda, która zawiera też metalowe elementy, przez co przypomina zbroję. Okrojoną, ale zbroję. Do paska przyczepione ma trzy noże. Widząc moje przerażenie na widok broni, śmieje się.
– Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię. Czegoś ci potrzeba?
– Chciałabym wysłać do mojej mamy list, no i... jest jeszcze jedna sprawa.
– Z tym listem zrobimy tak: zaraz poproszę jakiegoś pegaza, one umieją latać, wiec pójdzie sprawnie. A ta druga rzecz?
– Chyba wiem, po co jestem wam potrzebna. – Odpinam z szyi medalion i otwieram go. – Ta strzałka pokazuje kierunek, w którym chcemy się udać. Przyprowadziła mnie do ciebie.
Naomi uważnie przygląda się wisiorkowi.
– Jak to działa?
– Wystarczy powiedzieć, gdzie chcemy się udać. Zobacz. Pokój Dastana – mówię, przysuwając naszyjnik do ust. Przez chwilę znów czuję wibrację, a potem strzałka przekręca się i nakazuje iść wgłąb korytarza.
Wraz z Naomi pozwalamy się prowadzić. Kiedy docieramy do celu, dziewczyna otwiera drzwi i wchodzi do środka.
– Mam świetną wiadomość.
– Zniszczono Oceanię? – Chłopak siedzi wraz z Charonem na podłodze, grając w karty.
– Lepszą. Nie zgadniecie, co ma Diana.
– Tyfus? – drwi Charon, nie przerywając gry. 
Rzucam w niego naszyjnikiem, ale on wykazuje się refleksem i łapie go tuż przed swoją twarzą.
– Nie, ośle. Jestem całkowicie zdrowa.
– Dość – przerywa Naomi. – Zobacz, co masz w ręku.
– Medalion. Mam bić brawo, czy co?
– To nie jest taki sobie zwykły medalion. Pokazuje, w którą stronę iść, trzeba tylko powiedzieć nazwę miejsca.
Bierze od niego naszyjnik i mówi „mój pokój”, ale nic się nie dzieje.
– Ty spróbuj – zwraca się do mnie. Powtarzam jej słowa, a strzałka przekręca się w lewo. Najwidoczniej tylko ja mogę go używać.
– Spróbuj powiedzieć „pierwszy klucz do Księgi Harmonii”.
Spełniam jej prośbę, ale nie ma żadnej reakcji.
– Pewnie trzeba wypowiadać konkretne lokalizacje, a my nie wiemy, jak nazywa się miejsce, w którym jest ukryty – stwierdza Charon, po czym wyjmuje naszyjnik z mojej ręki.
Chłopak przez chwilę obraca wisiorek w dłoni. Uważnie obserwuje jego wnętrze, a potem zamyka. Dostrzegam na jego twarzy zdziwienie.
– Skąd to masz? – mówi takim tonem, że aż przechodzą mnie ciarki.
– Ja... Dostałam go... – W tej chwili padam na ziemie, targana spazmami okropnego bólu. Charon obserwuje mnie wijącą się na ziemi, jakby nie zrobiło to na nim największego wrażenia.
Dastan podbiega do mnie, a Naomi do Charona i potrząsa nim. Wtedy ból mija, ale dalej nie mogę podnieść się z ziemi.
– Opamiętaj się! Chcesz, żeby umarła?
– To złodziejka!
– O czym ty mówisz?
– Nie widzisz? To znak. Znak Myśliwych. 

Liebster Blog Award


Dziękuję za nominację do Liebster Blog Award z bloga Escursione :)

,,Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.

Pytania:
1. Na której wyspie archipelagu Escursione chciałabyś zamieszkać?
2. Która z wysp Escursione najlepiej opisuje Twój charakter? -Podpowiedź-
3. Jaki masz stosunek do wspólnego tworzenia, tak jak ma to np. miejsce na Escursione? Widzisz w tym sens?
4. Zdarza Ci się oceniać człowieka po jego powierzchownym zachowaniu? Starasz się zrozumieć jego motywy postępowania?
5. Jak rozumiesz pojęcie „dobre serce”?
6. Z jakim przejawem nietolerancji spotykasz się najczęściej?
7. Gdyby został postawiony przed Tobą wybór – spełnią się wszystkie Twoje marzenia, lecz musisz wybaczyć wszystkie krzywdy największym wrogom – to zdecydowałbyś/-ałabyś się?
8. Zgadzasz się ze słowami Mahatmy Gandhiego: „Zwy­ciężaj­cie niena­wiść miłością, niep­rawdę – prawdą, prze­moc – cierpieniem”?
9. Według myśli Josepha Conrada – „Cier­pienie da­je prędką dojrzałość”. Jaki Ty masz stosunek do tej sentencji?
10. Która z tych cnót – wiara, nadzieja, miłość – jest Ci najbliższa? Dlaczego?
11. Kto jest Twoim mentorem bądź wzorem do naśladowania? Dlaczego?



Odpowiedzi:
1. Jestem wiecznym zmarzlakiem, więc chyba wybrałabym Igneus Cataracta :D
2. Myślę, że w każdej z wysp odnalazłabym jakąś moją cechę, ale podobnie jak w pytaniu pierwszym, wybieram Igneus Cataracta. "Ludność tego lądu ceni sobie rozrywkę i relaks, znana jest powszechnie z optymizmu, jak i ognistego temperamentu" - to miejsce stworzone dla mnie (choć z tym optymizmem bywa u mnie różnie, czasem zamieniam się w pesymistkę). 
3. Moim zdaniem tak. Pomijając już nawet pisanie - można poznać wielu naprawdę ciekawych i często inspirujących ludzi. 
4. Niestety jedną z moich wad jest powierzchowne ocenianie, tzn. gdy zobaczę kogoś nowego i zastanawiam się czy zagadać, czy nie i jeśli ta osoba wydaje mi się być niemiła - po prostu nie podchodzę do niej. Kilka razy już się to sprawdziło, dlatego cieszę się, że jednak zostałam na bezpiecznym gruncie, a w przypadkach kiedy jednak się pomyliłam, jest mi teraz strasznie głupio. 
5. Dobre serce znaczy dla mnie tyle, co ktoś bez zastanowienia udzielający pomocy i nie pragnący nic w zamian. 
6. Na szczęście (o ile można to nazwać szczęściem) jedynym przejawem nietolerancji, który spotykam w moim otoczeniu jest wyśmiewanie się. Wiadomo, to również jest strasznie bolesne, ale w pewnym sensie cieszę się, że nie wchodzi to na wyższy poziom. 
7. Tak, bez zastanowienia. Jestem osobą bardzo pamiętliwą i kilku wrogów mam, ale czasem zastanawiam się dlaczego w ogóle zaczęła się ta wzajemna nienawiść i jak by to było, gdyby między nami wszystko było okej. Wiadomo - duma nie pozwala się pogodzić, ale staram się utwierdzać w przekonaniu, że wybaczyłam im wszystkie krzywdy :D 
8. Z dwoma pierwszymi tak, ale z trzecim miałam troszkę problem, bo (nie bijcie!) nigdy nie słyszałam ani tego stwierdzenia, ani w ogóle o autorze tych słów. Przeczytałam gdzieś jednak, że pan Mahatma Gandhi jest zwolennikiem biernego oporu, a do mnie to w ogóle nie przemawia. Wiadomo, nie jest dobrze przemocą reagować na przemoc, ale jeśli dzieje nam się jakaś krzywda, nie możemy trwać w tym bezczynnie i czekać, aż coś się zmieni. 
9. To prawda. Ludzie po przejściach stają się dojrzali szybciej niż inni, bo niestety muszą tacy być. 
10. Wszystkie z nich są niezmiernie ważne, ale chyba wybrałabym miłość. W każdej postaci -  do Boga,  mamy, taty, rodzeństwa, do swojej drugiej połówki - miłość jest niezwykle ważna w naszym życiu.
11. Nie mam takiej osoby. Moje życie przeżyję sama i sama muszę się pewnych rzeczy nauczyć. Są za to ludzie, których podziwiam - uśmiechnięci niezależnie od sytuacji i niosące bezinteresowną pomoc innym. 


Ja nominuję: 
1. Hope
4. Stay With My Heartrt
5. Upadek Raven

Od razu przepraszam za tak niewielką ilość nominacji, ale dopiero od niedawna obracam się w kręgach blogów z opowiadaniami, więc niewiele linków jest mi znanych :)

Moje pytania:
1. Naprawiać stare, czy wyrzucać i kupować nowe? 
2. Być sobą i mieć jednego przyjaciela, czy nosić maski i być lubianym przez wszystkich? 
3. Życie na wsi, czy w mieście? Dlaczego?
4. Co powiedziałbyś/-ałabyś samemu sobie, gdybyś mógł/mogła cofnąć się w czasie o kilka lat?
5. Jakie 3 słowa określają Cię najbardziej?
6. "Co było – to z wiatrem po wodzie spłynęło" - czy Twoim zdaniem dobrze jest zapominać o tym co było złe i iść dalej? 
7. Gdyby Twoje życie miało przypominać dowolny serial, który byś wybrał/wybrała?
8. Którego gatunku filmowego najbardziej nie lubisz i dlaczego?
9. Jaka jest najbardziej szalona rzecz, którą chciałbyś/chciałabyś zrobić, ale za bardzo się boisz/wstydzisz?
10. Możesz zamienić się miejscem z bohaterem jednej książki. Jaką książkę byś wybrał/wybrała? Dlaczego akurat tę?
11. Budzisz się w szpitalu. Nic nie pamiętasz. Koło Ciebie stoją tylko dwie osoby. Obie mówią swoją wersję wydarzeń. Komu zaufasz? Przemiłej staruszce, czy przystojnemu chłopakowi? 



czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 3.

Idziemy szybkim krokiem przed siebie, ale mam wrażenie, że jesteśmy zbyt wolni. Przecież ci laceglowi, czy jak im tam, mogą lada chwila tu wrócić.
– Tak właściwie to dalej mi nie powiedziałeś kim jesteście.
– Wyobraź sobie, że nie muszę ci tego tłumaczyć.
– Naomi powiedziała, że jestem wam potrzebna. Lepiej odpowiedz na moje pytania, bo w niczym wam nie pomogę.
– Prawdę mówiąc, twoja pomoc jest zbędna, ale skoro tak ci zależy na tej wiedzy, proszę bardzo. Jestem pegazem.
Zaczynam chichotać. Pegazem?
– To niedorzeczne.
Otwiera usta, ale przerywa mu wołanie Naomi, dochodzące gdzieś z boku.
– Żyjecie?!
– Żyjemy! – odkrzykuje Charon. Po chwili już jesteśmy w pełnym składzie.
– Dobra – mówię w końcu. – Wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy. Ten tutaj jest pegazem. Czym wy jesteście? – Wskazuję palcem na Dastana i Naomi.
– On wcale nie jest pegazem! – zaprzecza Dastan. – Był, ale nie jest.
– O przeszłości się nie zapomina, Dastan. Trzeba ją szanować.
– Jesteśmy Myśliwymi. Potem wytłumaczymy ci kto to.
Parskam śmiechem.
– Myśliwymi? Tymi, którzy zawarli z ludźmi układ o znalezieniu sobie świata, ale potem byli im potrzebni?
– A ty skąd to wiesz? – dziwi się Naomi.
– W moich rodzinnych stronach często opowiada się tę historię.
– No proszę, wciąż o nas mówią! – mówi radośnie Dastan.
– Chyba zwariowałam – szepczę sama do siebie i potrząsam głową.
Mam wrażenie, że to wszystko mi się śni. Kiedy jednak szczypię się w rękę, sytuacja wciąż się nie zmienia. Dalej idę z rzekomymi Myśliwymi w nieznanym mi kierunku.
Wędrujemy jeszcze jakiś czas, aż wreszcie dochodzimy do studni w środku lasu. Wiaderko jest urwane, a w środku nie ma wody. Musi być już stara. Jeśli chcieli się napić, trafili w złe miejsce.
Oni jednak nie wyglądają, jakby byli zawiedzeni, że nie znaleźli wodopoju. Wpatrują się chwilę w dno studni, Charon macha ręką, a potem do niej wskakuje.
Nie żebym jakoś specjalnie się przejmowała, ale jak niby go wyciągniemy, skoro nie mamy liny? Podchodzę do studni i mam zamiar wydrwić jego inteligencję.
Jak to?
W środku nikogo nie ma. Jest tylko trawa. Bujna, zielona trawa.
Kolejno wskakują do niej Naomi i Dastan, a kiedy już są w środku wołają mnie. Patrzę na nich z szeroko otwartymi oczami.
– Skacz, Diano!
Otrząsam się z amoku i robię to, co mi każą.
Trawa amortyzuje mój upadek jak materac, więc mimo że nie wylądowałam z wdziękiem na nogach jak Naomi, nie jestem poobijana.
Kiedy podnoszę wzrok, głos dosłownie więźnie mi w gardle.
Jesteśmy u podnóża góry, nad którą unosi się wielka chmura. Na tej chmurze widać budynki, czyli to pewnie jakaś osada.
– Gdzie my jesteśmy? – pytam Dastana, bo to on jest najbardziej skory do odpowiadania na moje pytania. Idziemy z tyłu, dlatego wiem, że ani Charon, ani Naomi nie przeszkodzą nam w rozmowie.
– Jesteśmy w Anewie. To starożytne królestwo założone przez naszych pradziadów. A to – wskazuje na chmurę –  Centrum. A dokładniej Harinium, wyjątkowa dzielnica. Tutaj mieszkają Myśliwi i Rada, a ogólnie w Centrum bogaci mieszkańcy Anewy.
– A inni? Gdzie mieszkają wszyscy poza wami?
– W Anewie jest pięć prowincji. To znaczy, prowincje dzielą się też na mniejsze osady, ale ogólnie wszystkie traktowane są jako całość. Jest Centrum, Aeris, Ignis, Viridum i Oceania. Ich mieszkańcy nie są przypadkowi. W Aeris mieszkają pegazy, czyli ludzie o mocy wiatru.
– Czekaj, czyli Charon mieszkał w Aeris? Dlatego jest pegazem?
– Tak, ja jestem elfem, bo mieszkałem w Viridum – mówi, wskazując na szpiczaste uszy. Jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłam? – Viridum to moce ziemi. Naomi jest z Ignis, czyli ma władzę nad ogniem. Jest feniksem.
Marszczę brwi.
– Czytałam Harry’ego Pottera. Feniksy to ptaki. Bez urazy, ale Naomi nie wygląda na ptaka.
Śmieje się. Pierwszy raz od jakiegoś czasu słyszę taki piękny, perlisty śmiech.
– To tylko nazwy świadczące o ich mocach. Gdyby były prawdziwe, Charon miałby kopyta, a Naomi skrzydła. To trochę skomplikowane. Syreny mają ogony, elfy uszy, a pegazy i feniksy pod względem anatomii są tacy sami jak zwykli ludzie.  
– Charon i tak ma kopyta, przecież jest osłem. – Kopię kamień znajdujący się pod moją nogą. – A ostatnia prowincja? Oceania?
– Tam mieszkają syreny. Wredne babska z mocami wody, które mają wstrętne, oślizgłe ogony. Pięknie śpiewają i posiadają perły, które są cudowne i dużo warte. Trochę przypominasz jedną z nich, bo jesteś przeraźliwie blada i masz blond włosy, czyli jak większość z nich.
– Czyli... Ty wydajesz rozkazy ziemi, tak?
– Teoretycznie. W rzeczywistości panujemy nad tymi mocami tylko w pewnym stopniu. To wszystko dlatego, że od dziesiątego roku życia szkolimy swoje wyjątkowe umiejętności i opanowujemy sztuki walki, przez to nie starcza czasu na pielęgnowanie naszych pierwotnych mocy.
– Dlaczego akurat od dziesiątego roku życia?
– Bo wtedy właśnie ujawniają się nasze dary.
– Twoim darem jest uzdrawianie, prawda?
– Tak. To piękna moc. Mogę przywrócić do życia każdą roślinę, albo wyleczyć otwarte rany.
– Możesz wskrzeszać ludzi?
– Nie. Do tego potrzeba wielkiej magii, której ja nie posiadam. Nikt w Anewie nigdy nie posiadał.
– Czyli ktoś już miał taką moc jak ty?
– Zdarza się, że dary się powtarzają. Dlatego, że przeważnie odzwierciedlają naszą osobowość, a ludzie czasem mają takie same marzenia. Moce są tym, co sprawia, że jesteśmy silniejsi niż inni.
W głowie mam słowa Charona, że zadaję za dużo pytań. Ktoś jednak musi mi wytłumaczyć to wszystko, inaczej ogłupieję.
– Jakie moce mają Naomi i Charon?
– Naomi przewiduje przyszłość. Nie ma jednak wpływu na to, co widzi i kiedy widzi. Charon... Cóż, jego dar jest specyficzny.  
W głowie układam kolejną listę pytań, kiedy nagle podchodzimy do góry.
– Jak mamy po tym wejść? – pytam.
– Spokojnie, Osiołku. – Czyli słyszał moją rozmowę z Dastanem, a przynajmniej tę część o nim. – U nas większość spraw załatwia się czarami.
– Pegazy mają doskonały słuch, więc trzeba uważać, co się przy nich mówi. Nawet jeśli słowa nie są skierowane do nich – szepcze mi do ucha Dastan.
Charon dotyka góry swoją dłonią, a następnie wystukuje jakiś dziwny rytm. Wyśmiałabym go, gdyby nie fakt, że właśnie jestem w królestwie, gdzie takie rzeczy są na porządku dziennym. To szaleństwo.
W górze robią się wgłębienia, co tworzy swego rodzaju schody. Prowadzą one aż na sam szczyt. Nie mam lęku wysokości, ale stopnie są bardzo strome, a znając moją kocią zwinność, spadnę już po kilku metrach.
– Może by tak jakąś barierkę? Bardzo łatwo tu spaść.
Jak na zawołanie z boku pojawia się kamienna poręcz.
– Dziękuję! – mówię, chociaż sama nie wiem do kogo. Może to jakieś chochliki siedzą między skałami?
Widok z góry aż zapiera dech w piersiach. Wow.
– Możesz teraz podziwiać Anewę w całej swej okazałości. – U mojego boku pojawia się Dastan. – O tam – wskazuje palcem na północny wschód – jest Viridum. Po prawej Aeris, po lewej Ignis, a obok Oceania.
Właściwie widzę tylko malutkie domki w oddali, więc podejrzewam, że Anewa to całkiem spory kraj.
– Oceania to morze?
– Głównie. No i jeszcze wyspy, na których siadają syreny i wabią przejezdnych, a potem kradną ich złoto. Lepiej unikać Oceanii.
– Ty masz jakiś problem z tymi syrenami!
– Na szczęście wśród Myśliwych nie ma żadnej syreny. Chociaż czasem myślę, że Naomi nas oszukała i jednak nie jest feniksem, tylko jedną z tych okropnych ryb.
Idziemy w stronę błyszczącej bramy, której strzeże dwójka mężczyzn. Przez chwilę mam wrażenie, że nas nie wpuszczą, ale gdy tylko podchodzimy bliżej i rozpoznają Myśliwych, rozwierają wrota.
W środku panuje gwar. Chyba trafiliśmy w środek jakiejś zabawy.
Przypominają mi się wszystkie domowe ogniska. Przyjęcia to dobry znak. Ludzie, którzy umieją się bawić, zazwyczaj są serdeczni i gościnni.
Im dalej idę, tym bardziej chce mi się śmiać. Wszyscy wyglądają tu jak w średniowieczu. Kobiety ubrane są w długie suknie z bufiastymi rękawami, a mężczyźni mają na sobie kubraki i koszule. Nasza czwórka zupełnie tu nie pasuje, przynajmniej pod względem ubioru.
No chyba, że mówimy o mnie. Ja nie pasuję pod każdym względem.
Po przedarciu się przez tłum tańczących par wychodzimy przed niezwykły budynek, który przypomina zamek.

– Musimy zwołać spotkanie Rady – mówi Naomi bardzo poważnie, a ja już wiem, że te spotkanie nie będzie należało do najprzyjemniejszych.