– Będziesz spała tutaj. – Naomi pokazuje mi dębowe drzwi, a
potem otwiera je i puszcza mnie przodem. – Poprosiłam, żeby
przygotowano ci jakiś strój na zmianę, a także na naszą późniejszą wyprawę.
Gdybyś miała jakieś pytania, wyjdź na korytarz i spytaj o mnie. Ktoś na pewno
wskaże ci drogę.
– Dziękuję – mówię i uśmiecham się. Naprawdę jestem jej
wdzięczna. Nie tylko za przygotowanie pokoju, ale także za to, że wstawiła się
za mną na spotkaniu Rady.
Już od samego początku wiedziałam, że na mój widok nie będzie fajerwerków,
ani ciepłych uśmiechów. Zgadłam mniej więcej w połowie. Dastan zaprowadził mnie
do wielkiej sali z okrągłym stołem. Stało przy nim siedem krzeseł, a potem
dostawiono jeszcze jedno, ale jak dla mnie to był wyraźny sygnał, że nie należę
do ich świata.
Potem do pomieszczenia weszły cztery osoby.
Na przodzie szedł mężczyzna z surowym wyrazem twarzy, ubrany w błyszczącą
zbroję. Czarne włosy zakrywały mu twarz, ale doskonale widziałam szramę, która
ciągnęła się od lewego oka, aż do skroni. Stanął przede mną i przekrzywił głowę.
Jego wyraz twarzy mówił wyraźnie, że niezbyt podoba mu się moja obecność tutaj.
„Mogę ci przybić piątkę. Ja też nie
jestem zachwycona.” pomyślałam.
– Dermont Cler – przedstawił się, a następnie zajął miejsce
przy stole. – Ignis.
Zaraz za nim kroczyła dumna kobieta z lśniącymi blond włosami. Na głowie
miała coś w rodzaju diademu, tyle, że wykonanego z muszelek. Spojrzałam na
Dastana. Krzywa mina oznaczała jedno. Syrena.
– Lady Ciara Vess. Przedstawicielka Oceanii.
Druga połowa Rady wydała mi się znacznie bardziej przyjazna.
Postawny, niebieskowłosy mężczyzna z uśmiechem wszedł do sali. Bardzo
przypominał mi Dastana, przynajmniej zachowaniem.
– Avis Evonlitt, Viridum. – Skłonił mi się, co bardzo mnie
zdziwiło. Jego poprzednicy wyraźnie pokazali mi swoją wyższość, tymczasem on
odniósł się do mnie z szacunkiem. Najwyraźniej Viridum to najbardziej przyjazna
prowincja w Anewie.
Ostatnia osoba dosłownie wleciała do pomieszczenia. Unosiła się kilka metrów
nad ziemią. Zarówno jasnobrązowe włosy do pasa, jak i bladoniebieską suknię
rozwiał wiatr. Z początku pomyślałam, że ominie mnie i usiądzie od razu przy
stole. Okazało się, że nie.
– Synne Windon. Reprezentantka Aeris. – Wylądowała tuż
przede mną, skinęła głową i szeroko się uśmiechnęła. – Jak ci się
podoba Anewa?
– Jest... piękna, ale póki co widziałam tylko Centrum. Chociaż też tylko
częściowo.
– Wpadnij kiedyś do Aeris. Gwarantuję ci, że będziesz zachwycona.
Właściwie nie powiedziano mi w jakim celu się tam zgromadziliśmy.
Siedziałam, wsłuchując się w ich dyskusje i nie odzywałam się, póki nie zaczęto
mówić o mnie.
– Wszystko rozumiem, księga jest ważna. Ale po co nam
ona? – zapytał Dermont, wskazując na mnie. – Człowiek w
Anewie? To niedorzeczne!
– Zgadzam się. Od wieków wasi przodkowie pilnowali, żeby nikt
niechciany się tu nie dostał. A wy? Wy zrobiliście zupełnie
odwrotnie – głos zabrała Ciara.
– Owszem, pilnujemy, żeby ludzie nie wchodzili do Anewy. Ale pilnujemy
także jej bezpieczeństwa, a dzieje się coś naprawdę złego. Diana jest nam
potrzebna. Ma coś, bez czego nie damy sobie rady. Widziałam to.
– W takim razie, co to jest?
– Nie wiem. – Dziewczyna zmieszała się. – Widziałam
tylko jak pomaga nam odnaleźć księgę.
– Naomi, nie wątpimy w twój dar, ale... Czy przypadkiem czegoś nie
przekręciłaś? Do czego ona może być nam potrzebna? Tylko na nią spójrz.
W tym momencie nie wytrzymałam. Wstałam, oparłam ręce na stół i popatrzyłam
Ciarze i Dermontowi w oczy. Charon rzucił mi zdziwione spojrzenie.
– Słuchaj, ogromna rybo, która nie wiedzieć czemu nie ma ogona i feniksie,
czy inna glisto. Ja też nie jestem zachwycona całą tą sytuacją, ale fakt, że
jestem człowiekiem nie czyni mnie w żadnym stopniu gorszą od was.
Oburzona twarz Ciary nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Nigdy nie
byłam zuchwała, zwłaszcza w stosunku do starszych ode mnie, ale cała ta
sytuacja wprawiła mnie w złość. Nikt nie ma prawa mnie obrażać.
– Dziewczyna dobrze mówi – poparł mnie Avis, a Synne skinęła
głową. – Jeśli Myśliwi mówią, że nam się przyda, ja w to wierzę.
– Czy wam się to podoba, czy nie, Diana zostaje z nami. Potem
zabieramy ją na wyprawę – oznajmiła Naomi, uśmiechając się do mnie.
Widać ucieszył ją fakt, że postawiłam się dwóm bez wątpienia najbardziej
wpływowym ludziom w Anewie.
Wtedy w towarzystwie czerwonowłosej wyszłam z sali.
Teraz siedzę tutaj, rozglądając się po ścianach mojej tymczasowej sypialni.
Całe spotkanie miałam wrażenie, że Synne charakterem przypomina mi kogoś z
mojego otoczenia. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że jest niesamowicie podobna
do mojej mamy.
Właśnie, mama!
Przecież zniknęłam w nocy, a ona na pewno się martwi. Dodatkowo nie
zastanie w łóżkach naszych gości, więc pomyśli, że zostałam porwana.
Częściowo to nawet prawda.
Podchodzę do drewnianej toaletki i po kolei otwieram jej szuflady. W końcu
w jednej z nich znajduję papier, kałamarz i... pióro? W życiu nic tym nie
napiszę.
Po kilku próbach w końcu udaje mi się oswoić z tym dziwnym przyrządem do
pisania. Mam nadzieję, że w tych koślawych literach mama rozpozna moje pismo.
Kochana mamo!
Dostałam bardzo ważny
telefon z Londynu. Rano złapałam stopa i już jestem w moim starym mieszkaniu.
Muszę załatwić kilka spraw, ale nie martw się. Niedługo wrócę. Wiem, że się nie
pożegnałam, ale to nie potrwa długo. Pewne osoby potrzebują teraz mojej pomocy,
a przecież zawsze uczyłaś mnie, że trzeba pomagać. Nie martw się.
Całusy,
Diana.
Po chwili dociera do mnie jednak, że nie znam sposobu, aby wysłać mamie
list. Zaraz, przecież jestem w kraju, gdzie magia jest na porządku dziennym.
Chcę wstać i iść do Naomi, żeby poprosić o pomoc, ale przypominam sobie o
jednym. Wciąż jestem w piżamie.
Spoglądam na łóżko. Leży na nim kremowa sukienka, która sięga mi mniej
więcej do kostek. Ramiączka są bardzo cienkie, a ja nie znoszę mieć odkrytych
ramion. Tylko, że w obecnej sytuacji nie mam raczej wyboru.
Wkładam na siebie strój i upinam górną część włosów. Reszta blond pasm
opada mi falami na plecy.
Wychodzę na korytarz, ale nikogo na nim nie ma. Świetnie, jak teraz mam
odnaleźć Naomi?
Błądzę po holu, oglądając obrazy i rycerskie zbroje. Czy nikt nigdy tędy
nie przechodzi?
– Gdzie może być sypialnia Naomi? – szepczę sama do siebie.
Wtedy czuję lekką wibrację na mostku. Spoglądam ze zdziwieniem na mój
medalion, który drży. Co się dzieje? Otwieram naszyjnik, a wtedy zdumiona
spostrzegam, że strzałka zmieniła swój kierunek. Wskazuje teraz na schody,
które znajdują się przede mną.
Idę w tamtą stronę, a kiedy już jestem na piętrze wyżej, strzałka ponowie
obraca się. Wedle instrukcji idę do przodu, a potem skręcam w prawo. Stoję
teraz przed drzwiami, za którymi może znajdować się tak naprawdę wszystko.
Pukam. Po chwili w progu stoi Naomi, która nie ma już na sobie ludzkiego
ubrania. Teraz wygląda bardziej jak wojowniczka. Ubrana jest w skórzaną
sukienkę do połowy uda, która zawiera też metalowe elementy, przez co
przypomina zbroję. Okrojoną, ale zbroję. Do paska przyczepione ma trzy noże.
Widząc moje przerażenie na widok broni, śmieje się.
– Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię. Czegoś ci potrzeba?
– Chciałabym wysłać do mojej mamy list, no i... jest jeszcze jedna
sprawa.
– Z tym listem zrobimy tak: zaraz poproszę jakiegoś pegaza, one umieją
latać, wiec pójdzie sprawnie. A ta druga rzecz?
– Chyba wiem, po co jestem wam potrzebna. – Odpinam z szyi
medalion i otwieram go. – Ta strzałka pokazuje kierunek, w którym
chcemy się udać. Przyprowadziła mnie do ciebie.
Naomi uważnie przygląda się wisiorkowi.
– Jak to działa?
– Wystarczy powiedzieć, gdzie chcemy się udać. Zobacz. Pokój
Dastana – mówię, przysuwając naszyjnik do ust. Przez chwilę znów
czuję wibrację, a potem strzałka przekręca się i nakazuje iść wgłąb korytarza.
Wraz z Naomi pozwalamy się prowadzić. Kiedy docieramy do celu, dziewczyna
otwiera drzwi i wchodzi do środka.
– Mam świetną wiadomość.
– Zniszczono Oceanię? – Chłopak siedzi wraz z Charonem na
podłodze, grając w karty.
– Lepszą. Nie zgadniecie, co ma Diana.
– Tyfus? – drwi Charon, nie przerywając gry.
Rzucam w niego naszyjnikiem, ale on wykazuje się refleksem i łapie go tuż
przed swoją twarzą.
– Nie, ośle. Jestem całkowicie zdrowa.
– Dość – przerywa Naomi. – Zobacz, co masz w ręku.
– Medalion. Mam bić brawo, czy co?
– To nie jest taki sobie zwykły medalion. Pokazuje, w którą stronę
iść, trzeba tylko powiedzieć nazwę miejsca.
Bierze od niego naszyjnik i mówi „mój pokój”, ale nic się nie dzieje.
– Ty spróbuj – zwraca się do mnie. Powtarzam jej słowa, a
strzałka przekręca się w lewo. Najwidoczniej tylko ja mogę go używać.
– Spróbuj powiedzieć „pierwszy klucz do Księgi Harmonii”.
Spełniam jej prośbę, ale nie ma żadnej reakcji.
– Pewnie trzeba wypowiadać konkretne lokalizacje, a my nie wiemy, jak
nazywa się miejsce, w którym jest ukryty – stwierdza Charon, po czym
wyjmuje naszyjnik z mojej ręki.
Chłopak przez chwilę obraca wisiorek w dłoni. Uważnie obserwuje jego
wnętrze, a potem zamyka. Dostrzegam na jego twarzy zdziwienie.
– Skąd to masz? – mówi takim tonem, że aż przechodzą mnie
ciarki.
– Ja... Dostałam go... – W tej chwili padam na ziemie,
targana spazmami okropnego bólu. Charon obserwuje mnie wijącą się na ziemi,
jakby nie zrobiło to na nim największego wrażenia.
Dastan podbiega do mnie, a Naomi do Charona i potrząsa nim. Wtedy ból mija,
ale dalej nie mogę podnieść się z ziemi.
– Opamiętaj się! Chcesz, żeby umarła?
– To złodziejka!
– O czym ty mówisz?
– Nie widzisz? To znak. Znak Myśliwych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz