wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 4.

– Będziesz spała tutaj. – Naomi pokazuje mi dębowe drzwi, a potem otwiera je i puszcza mnie przodem. – Poprosiłam, żeby przygotowano ci jakiś strój na zmianę, a także na naszą późniejszą wyprawę. Gdybyś miała jakieś pytania, wyjdź na korytarz i spytaj o mnie. Ktoś na pewno wskaże ci drogę.
– Dziękuję – mówię i uśmiecham się. Naprawdę jestem jej wdzięczna. Nie tylko za przygotowanie pokoju, ale także za to, że wstawiła się za mną na spotkaniu Rady.
Już od samego początku wiedziałam, że na mój widok nie będzie fajerwerków, ani ciepłych uśmiechów. Zgadłam mniej więcej w połowie. Dastan zaprowadził mnie do wielkiej sali z okrągłym stołem. Stało przy nim siedem krzeseł, a potem dostawiono jeszcze jedno, ale jak dla mnie to był wyraźny sygnał, że nie należę do ich świata.
Potem do pomieszczenia weszły cztery osoby.
Na przodzie szedł mężczyzna z surowym wyrazem twarzy, ubrany w błyszczącą zbroję. Czarne włosy zakrywały mu twarz, ale doskonale widziałam szramę, która ciągnęła się od lewego oka, aż do skroni. Stanął przede mną i przekrzywił głowę. Jego wyraz twarzy mówił wyraźnie, że niezbyt podoba mu się moja obecność tutaj.
Mogę ci przybić piątkę. Ja też nie jestem zachwycona.” pomyślałam.
– Dermont Cler – przedstawił się, a następnie zajął miejsce przy stole. – Ignis.
Zaraz za nim kroczyła dumna kobieta z lśniącymi blond włosami. Na głowie miała coś w rodzaju diademu, tyle, że wykonanego z muszelek. Spojrzałam na Dastana. Krzywa mina oznaczała jedno. Syrena.
– Lady Ciara Vess. Przedstawicielka Oceanii.
Druga połowa Rady wydała mi się znacznie bardziej przyjazna.
Postawny, niebieskowłosy mężczyzna z uśmiechem wszedł do sali. Bardzo przypominał mi Dastana, przynajmniej zachowaniem.
– Avis Evonlitt, Viridum. – Skłonił mi się, co bardzo mnie zdziwiło. Jego poprzednicy wyraźnie pokazali mi swoją wyższość, tymczasem on odniósł się do mnie z szacunkiem. Najwyraźniej Viridum to najbardziej przyjazna prowincja w Anewie.
Ostatnia osoba dosłownie wleciała do pomieszczenia. Unosiła się kilka metrów nad ziemią. Zarówno jasnobrązowe włosy do pasa, jak i bladoniebieską suknię rozwiał wiatr. Z początku pomyślałam, że ominie mnie i usiądzie od razu przy stole. Okazało się, że nie.
– Synne Windon. Reprezentantka Aeris. – Wylądowała tuż przede mną, skinęła głową i szeroko się uśmiechnęła. – Jak ci się podoba Anewa?
– Jest... piękna, ale póki co widziałam tylko Centrum. Chociaż też tylko częściowo.
– Wpadnij kiedyś do Aeris. Gwarantuję ci, że będziesz zachwycona.
Właściwie nie powiedziano mi w jakim celu się tam zgromadziliśmy. Siedziałam, wsłuchując się w ich dyskusje i nie odzywałam się, póki nie zaczęto mówić o mnie.
– Wszystko rozumiem, księga jest ważna. Ale po co nam ona? – zapytał Dermont, wskazując na mnie. – Człowiek w Anewie? To niedorzeczne!
– Zgadzam się. Od wieków wasi przodkowie pilnowali, żeby nikt niechciany się tu nie dostał. A wy? Wy zrobiliście zupełnie odwrotnie – głos zabrała Ciara.
– Owszem, pilnujemy, żeby ludzie nie wchodzili do Anewy. Ale pilnujemy także jej bezpieczeństwa, a dzieje się coś naprawdę złego. Diana jest nam potrzebna. Ma coś, bez czego nie damy sobie rady. Widziałam to.
– W takim razie, co to jest?
– Nie wiem. – Dziewczyna zmieszała się. – Widziałam tylko jak pomaga nam odnaleźć księgę.
– Naomi, nie wątpimy w twój dar, ale... Czy przypadkiem czegoś nie przekręciłaś? Do czego ona może być nam potrzebna? Tylko na nią spójrz.
W tym momencie nie wytrzymałam. Wstałam, oparłam ręce na stół i popatrzyłam Ciarze i Dermontowi w oczy. Charon rzucił mi zdziwione spojrzenie.
– Słuchaj, ogromna rybo, która nie wiedzieć czemu nie ma ogona i feniksie, czy inna glisto. Ja też nie jestem zachwycona całą tą sytuacją, ale fakt, że jestem człowiekiem nie czyni mnie w żadnym stopniu gorszą od was.
Oburzona twarz Ciary nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Nigdy nie byłam zuchwała, zwłaszcza w stosunku do starszych ode mnie, ale cała ta sytuacja wprawiła mnie w złość. Nikt nie ma prawa mnie obrażać. 
– Dziewczyna dobrze mówi – poparł mnie Avis, a Synne skinęła głową. – Jeśli Myśliwi mówią, że nam się przyda, ja w to wierzę.
– Czy wam się to podoba, czy nie, Diana zostaje z nami. Potem zabieramy ją na wyprawę – oznajmiła Naomi, uśmiechając się do mnie. Widać ucieszył ją fakt, że postawiłam się dwóm bez wątpienia najbardziej wpływowym ludziom w Anewie.
Wtedy w towarzystwie czerwonowłosej wyszłam z sali.
Teraz siedzę tutaj, rozglądając się po ścianach mojej tymczasowej sypialni.
Całe spotkanie miałam wrażenie, że Synne charakterem przypomina mi kogoś z mojego otoczenia. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że jest niesamowicie podobna do mojej mamy.
Właśnie, mama!
Przecież zniknęłam w nocy, a ona na pewno się martwi. Dodatkowo nie zastanie w łóżkach naszych gości, więc pomyśli, że zostałam porwana.
Częściowo to nawet prawda.
Podchodzę do drewnianej toaletki i po kolei otwieram jej szuflady. W końcu w jednej z nich znajduję papier, kałamarz i... pióro? W życiu nic tym nie napiszę.
Po kilku próbach w końcu udaje mi się oswoić z tym dziwnym przyrządem do pisania. Mam nadzieję, że w tych koślawych literach mama rozpozna moje pismo.



Kochana mamo!
Dostałam bardzo ważny telefon z Londynu. Rano złapałam stopa i już jestem w moim starym mieszkaniu. Muszę załatwić kilka spraw, ale nie martw się. Niedługo wrócę. Wiem, że się nie pożegnałam, ale to nie potrwa długo. Pewne osoby potrzebują teraz mojej pomocy, a przecież zawsze uczyłaś mnie, że trzeba pomagać. Nie martw się.
Całusy,
Diana.

Po chwili dociera do mnie jednak, że nie znam sposobu, aby wysłać mamie list. Zaraz, przecież jestem w kraju, gdzie magia jest na porządku dziennym. Chcę wstać i iść do Naomi, żeby poprosić o pomoc, ale przypominam sobie o jednym. Wciąż jestem w piżamie.
Spoglądam na łóżko. Leży na nim kremowa sukienka, która sięga mi mniej więcej do kostek. Ramiączka są bardzo cienkie, a ja nie znoszę mieć odkrytych ramion. Tylko, że w obecnej sytuacji nie mam raczej wyboru.
Wkładam na siebie strój i upinam górną część włosów. Reszta blond pasm opada mi falami na plecy.   
Wychodzę na korytarz, ale nikogo na nim nie ma. Świetnie, jak teraz mam odnaleźć Naomi?
Błądzę po holu, oglądając obrazy i rycerskie zbroje. Czy nikt nigdy tędy nie przechodzi?
– Gdzie może być sypialnia Naomi? – szepczę sama do siebie.
Wtedy czuję lekką wibrację na mostku. Spoglądam ze zdziwieniem na mój medalion, który drży. Co się dzieje? Otwieram naszyjnik, a wtedy zdumiona spostrzegam, że strzałka zmieniła swój kierunek. Wskazuje teraz na schody, które znajdują się przede mną.
Idę w tamtą stronę, a kiedy już jestem na piętrze wyżej, strzałka ponowie obraca się. Wedle instrukcji idę do przodu, a potem skręcam w prawo. Stoję teraz przed drzwiami, za którymi może znajdować się tak naprawdę wszystko.
Pukam. Po chwili w progu stoi Naomi, która nie ma już na sobie ludzkiego ubrania. Teraz wygląda bardziej jak wojowniczka. Ubrana jest w skórzaną sukienkę do połowy uda, która zawiera też metalowe elementy, przez co przypomina zbroję. Okrojoną, ale zbroję. Do paska przyczepione ma trzy noże. Widząc moje przerażenie na widok broni, śmieje się.
– Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię. Czegoś ci potrzeba?
– Chciałabym wysłać do mojej mamy list, no i... jest jeszcze jedna sprawa.
– Z tym listem zrobimy tak: zaraz poproszę jakiegoś pegaza, one umieją latać, wiec pójdzie sprawnie. A ta druga rzecz?
– Chyba wiem, po co jestem wam potrzebna. – Odpinam z szyi medalion i otwieram go. – Ta strzałka pokazuje kierunek, w którym chcemy się udać. Przyprowadziła mnie do ciebie.
Naomi uważnie przygląda się wisiorkowi.
– Jak to działa?
– Wystarczy powiedzieć, gdzie chcemy się udać. Zobacz. Pokój Dastana – mówię, przysuwając naszyjnik do ust. Przez chwilę znów czuję wibrację, a potem strzałka przekręca się i nakazuje iść wgłąb korytarza.
Wraz z Naomi pozwalamy się prowadzić. Kiedy docieramy do celu, dziewczyna otwiera drzwi i wchodzi do środka.
– Mam świetną wiadomość.
– Zniszczono Oceanię? – Chłopak siedzi wraz z Charonem na podłodze, grając w karty.
– Lepszą. Nie zgadniecie, co ma Diana.
– Tyfus? – drwi Charon, nie przerywając gry. 
Rzucam w niego naszyjnikiem, ale on wykazuje się refleksem i łapie go tuż przed swoją twarzą.
– Nie, ośle. Jestem całkowicie zdrowa.
– Dość – przerywa Naomi. – Zobacz, co masz w ręku.
– Medalion. Mam bić brawo, czy co?
– To nie jest taki sobie zwykły medalion. Pokazuje, w którą stronę iść, trzeba tylko powiedzieć nazwę miejsca.
Bierze od niego naszyjnik i mówi „mój pokój”, ale nic się nie dzieje.
– Ty spróbuj – zwraca się do mnie. Powtarzam jej słowa, a strzałka przekręca się w lewo. Najwidoczniej tylko ja mogę go używać.
– Spróbuj powiedzieć „pierwszy klucz do Księgi Harmonii”.
Spełniam jej prośbę, ale nie ma żadnej reakcji.
– Pewnie trzeba wypowiadać konkretne lokalizacje, a my nie wiemy, jak nazywa się miejsce, w którym jest ukryty – stwierdza Charon, po czym wyjmuje naszyjnik z mojej ręki.
Chłopak przez chwilę obraca wisiorek w dłoni. Uważnie obserwuje jego wnętrze, a potem zamyka. Dostrzegam na jego twarzy zdziwienie.
– Skąd to masz? – mówi takim tonem, że aż przechodzą mnie ciarki.
– Ja... Dostałam go... – W tej chwili padam na ziemie, targana spazmami okropnego bólu. Charon obserwuje mnie wijącą się na ziemi, jakby nie zrobiło to na nim największego wrażenia.
Dastan podbiega do mnie, a Naomi do Charona i potrząsa nim. Wtedy ból mija, ale dalej nie mogę podnieść się z ziemi.
– Opamiętaj się! Chcesz, żeby umarła?
– To złodziejka!
– O czym ty mówisz?
– Nie widzisz? To znak. Znak Myśliwych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz